Blizzard po 4 latach powraca z nową, w pełni płatną grą. Celuje tym razem w produkcje FPS, czyli gatunek, którym nie miał jeszcze okazji zabłysnąć. Czym jest Overwatch? Przekonajmy się!
Na pierwszy rzut oka – Team Fortress 2 na sterydach. Zróżnicowane klasy postaci toczące drużynowe potyczki na mapach z określonymi celami… Brzmi znajomo? Jak najbardziej. Wystarczy jednak chwila rozgrywki by przekonać się, że to produkcja z zupełnie innej półki, a owe sterydy były chyba dla konia. Krótko ujmując – jest więcej i lepiej.
Hype na Overwatch’a rozpoczął się już w połowie zeszłego roku, kiedy to gamingowej części YouTube’a udało się zdobyć dostęp do bardzo, wręcz rygorystycznie zamkniętej bety. Już wtedy okazało się, że Blizzard trafił idealnie. Z biegiem czasu pojawiły się liczne animacje prezentujące fabułę oraz historie postaci. De facto w samej grze brak jakiejkolwiek linii fabularnej (w końcu jest to „prosta szczelanka”), ale fakt, że twórcy postanowili jednak stworzyć jakieś lore i przedstawić je w tak przystępnej formie jest jak najbardziej godne pochwały.
Przejdźmy jednak już do samej rozgrywki. Po znalezieniu meczu zostajemy przydzieleni do jednej z drużyn i dostajemy dostęp do wyboru postaci. Na ten moment w grze znajdziemy 21 postaci – po 6 ataku i obrony, 5 tanków oraz 4 postacie wsparcia. Warto zaznaczyć, że bohaterowie są zbalansowani i na każdego znajdzie się jakaś kontra. Muszę przyznać, że zdarzają się sytuacje, kiedy to randomowi ludzie z team’u wybierają postacie kompletnie nie pasujące do tego co się dzieje na mapie. Potrafi to frustrować, ale czasem taki zabieg ma zaskakujące efekty.
Na ten moment do dyspozycji graczy oddano 12 map, po 3 w każdym z trybów rozgrywki. Trzeba tu zaznaczyć że wszystkie mapy są przemyślane a widoki potrafią zmusić do chwili zaprzestania boju na rzecz podziwiania krajobrazu. Lokacje rozrzucane są po całej Ziemi, od USA przez Grecję, aż po Krainę Kwitnącej Wiśni. Tryby są cztery: przejmowanie i obrona punktów, „przepychanie” pojazdu, typowy King of the Hill oraz hybryda dwóch pierwszych. Nawet po kilkudziesięciu przegranych godzinach tryby nie nudzą a mapy wciąż zachwycają, co chyba mówi samo za siebie. Dodatkowo Blizzard oficjalnie zapowiedział, że to nie koniec map i postaci, oraz że będą one z czasem dodawane.
Skrzynki i skiny… Jak ich nie kochać?! Znany już wszystkim (chociażby z CS:GO) system skórek do postaci oraz LootCrate’ów pojawił się również w Overwatchu. System ich pozyskiwania jest dość prosty i na szczęście bardzo przystępny dla gracza. Wspomnianą skrzyneczkę otrzymujemy po każdym awansie na kolejny poziom, a w środku znaleźć możemy skórkę różnej rzadkości, kwestie głosowe, avatary, pozy zwycięskie, wirtualną walutę, emotki oraz prezentacje postaci odtwarzane pod koniec, gdy uda nam się zdobyć zagranie meczu. Twórcy na szczęście nie zapomnieli o zapalonych unboxerach! Ci, którzy nie mają zamiaru czekać na awans aby otrzymać skrzynie mogą takową zakupić (lub od razu cały pakiet) za prawdziwe pieniądze.
Bez wątpienia Overwatch mnie zdobył. Spędziłem już przy nim sporo czasu i nadal nie nudzi się mi, ani ekipom z którymi pogrywam. Zróżnicowanie postaci, Pixarowa grafika i przyjemne mapy okazały się sukcesem Blizzarda na grę FPS, która już doczekała się swoich dużych rozgrywek e-sport’owych i bez wątpienia spodoba się każdemu. Pozostaje nam jedynie grać i wyczekiwać nowego contentu, który mam nadzieję pojawi się już niebawem!
Grę Overwatch można zamawiać w atrakcyjnej cenie na Kinguin.net!
W.

CEO of HCGAMES.pl, licencjonowany dziennikarz, filantrop, łamacz serc, nie szablonowy znawca stylu oraz wykwintny koneser dizajnu i żyćka.